Tu i teraz. To taki nowy tytuł zamiast klasycznego stwierdzenia: Ostatni dzień roku. Przez wiele lat dzień bieganiny i wielkiej radości, bo przecież wieczorem tradycyjny bal w przebraniach. Tak tak. Nie żartuję! Każdy bal miał swoją tematykę i oczywiście odpowiednie stroje. Nota bene bal się nadal odbywa...ale beze mnie. Tym razem. Więc balowiczom życzę udanej zabawy!
Ja natomiast ze spokojem przeżywam mój ostatni dzień roku tu i teraz (hinc et nunc). Patrzę sobie na Atlantyk, przymykam oczy, bo słońce świeci ostro. Bezgraniczna tafla wody mnie oszałamia, a z drugiej strony pozwala łatwiej przyjąć fakt, że jestem tylko takim sobie małym człowiekiem na brzegu czegoś olbrzymiego. Ta świadomość pomaga mi zrozumieć chęć człowieka do odkrywania nowego, ale jednocześnie do zrozumienia wartości, które się już posiada. Doceniam stabilność wobec wymagania nieustannej mobilności w pracy; doceniam rodzinę i wartość przyjaźni wobec luźnych relacji międzyludzkich; doceniam wiarę wobec obojętności religijnej.
Mam czas na modlitwę dziękczynienia, na rozmyślanie, na czytanie, na refleksję. Luksus, prawda?
Po kolacji wypijamy po kieliszku porto i się rozchodzimy. Spotkamy się już w Nowym Roku z życzeniami na ustach, z uśmiechem, z nadzieją...