Mój kongres w Danii, a dokładniej mówiąc w Aarhus stał się okazją do tego, by nie tylko podróżować pociągiem, lecz również zdobyć kolejne doświadczenie w szukaniu taniego noclegu. Zanim jednak to opiszę, to muszę poświęcić kilka słów na moje przygody związane z podróżą.
Po analizie różnych kombinacji podróży samolotami, zdecydowałem się na wersję samolot-pociąg-samolot. Najpierw dotarłem do Frankfurtu, a potem przesiadłem się na pociąg do Hamburga. Pociąg we Frankfurcie miał jakieś 15 minutowe opóźnienie, które z pewnością nadrobi - takie było moje myślenie. Był środek września, ciepło i ładnie. Nic nie wskazywało na inne trudności czy przeszkody w punktualnym dotarciu do Hamburga. Miałem przecież w zapasie ponad 40 minut na przesiadkę. Udało mi się kupić bilet w promocji na intercity prosto do Aarhus. Więc wczesnym popołudniem powinienem był dotrzeć do kulinarnej stolicy Danii. Niestety opóźnienie wzrosło. Efektem było przepisywanie biletu na inne połączenia do Aarhus, tym razem z dwoma przesiadkami i w dodatku jazda pociągiem regionalnym. Padł mit o niemieckiej punktualności.Na szczęście było wyjątkowo ciepło. Okazało się, iż był to najcieplejszy dzień w Aarhus od 60 lat.
Tak się złożyło, iż w ten sam weekend odbywały się jednocześnie dwa duże międzynarodowe kongresy. Skutkiem tego były wykupione już od dawna najlepsze noclegi. Miasto nie jest zbyt duże i ilość miejsc hotelowych szybko się skurczyła. Nawet te droższe hotele miały już wszystko zajęte. Co robić? "Wujek Google" przyszedł z pomocą. Odkryłem dzięki znajomej serwis Airbnb. Pierwsza próba - odrzucona. Jakiś student udostępniał swój pokój, ale już był zajęty. Drugie podejście - mnóstwo zaświadczeń kim jesteś, jaki masz profil na fb itd. Jednak i ta oferta okazała się nietrafiona. Ostatnia szansa - Fiona. Zarejestrowana w serwisie od miesiąca i...byłem chyba drugim lub trzecim jej gościem. Przyjęła mnie na nocleg. Nastąpiła wymiana informacji. Dosyć sprawnie się to odbywało. I tuż przed moim przyjazdem do miasta dostałem wiadomość, że jej nie będzie, kiedy dotrę już do jej mieszkania. Dalej wyjaśnia mi, że klucz leży pod wycieraczką. Po podróży z opóźnieniami byłem lekko podekscytowany tym, co się miało wydarzyć. Jednakże klucz znalazłem i po próbie wejścia do różnych drzwi w końcu trafiłem na właściwe. Po ich otwarciu od razu zobaczyłem znane mi ze zdjęć na serwisie Airbnb wnętrrze mieszkania. Co za ulga. Zostawiłem walizkę i wyszedłem na rekonesans okolicy.
Byłem pierwszy raz w Danii i muszę przyznać, że jak na kilkudniowy pobyt to mam dobre wrażenia. Muszę potwierdzić, iż jest do drogie państwo, lecz dobrze zorganizowane pod względem turystyki, transportu, otwarte na zwiedzających. Ludzie uprzejmi, chętnie pomagający (np. w kupieniu biletu w autobusie), mówiący po angielsku.
Jako ciekawostkę odnotowałem zjawisko rezerwacji miejsc w restauracjach. Jak nie zrobisz tego wcześniej, to nie masz szans zjeść. Wszystko zajęte. Obszedłem 7 restauracji w sobotni wieczór i nie było możliwości zjedzenia, bo był komplet. Z jednej strony restauracje są na wysokim poziomie, posiadają kwalifikacje różnych organizacji turystycznych i kulinarnych, a z drugiej kwitnie turystyka kulinarna. To powoduje, że w łikend nie ma jak się wcisnąć do knajpy na obiad czy kolację. Zawsze zostaje alternatywa: Restauracja McDonald's:) Uało mi się jednak dotrzeć na festiwal jedzenia ulicznego. Poustawiano specjalne wozy z kramami, napojami, naleśnikami, mięsem, frytkami itd, itp. Fajna, swojska atmosfera. Można było skosztować lokalnej kuchni w nietypowym wydaniu.