Siedzenie przed komputerem podczas ulewnego deszczu jest z pozoru całkiem przyjemnym zajęciem. Kiedy jednak po raz kolejny spostrzegłem się, iż zamiast pracować gapiłem się na podglądzie w komin zainstalowany na dachu Kaplicy Sykstyńskiej i uświadomiłem sobie, że w każdej chwili pojawić się może biały dym, ruszyłem na plac św. Piotra. I to była bardzo dobra decyzja.
Plac zapełniał się systematycznie ludźmi, którzy bez względu na aurę, uzbrojeni w parasole, peleryny i czapki, cierpliwie czekali na dym. Oczekiwanie wypełniała modlitwa, rozmowy oraz obserwowanie monitorów, na których widać było wyraźnie komin. Przebojem stała się nagle srebrna mewa, która usiadła sobie na daszku komina. Od razu wzbudziła zainteresowanie zebranych i ożywiła czas wyczekiwania. Przez jakieś dwadzieścia minut stałem sam. Potem natknęli się na mnie moi przyjaciele z Polski (dziennikarze). Od tego momentu czekaliśmy już razem pod egipską iglicą. Obok nas było sporo młodzieży, zwłaszcza skautów.
W związku z tym było i głośno i wesoło. Pomimo bruku plac św. Piotra systematycznie napełniał się wodą. Zatem nasze nogi były już zatopione prawie po kostki (prawie jak na polu ryżowym).To jednak nie przeszkadzało nam czekać. To było wyjątkowe oczekiwanie. Nikt się nigdzie nie spieszył. Wiedzieliśmy, że jeśli nie było dotąd żadnego dymu popołudniowego, to ten wieczorny może okazać się białym. I tak też się stało. Mewa odfrunęła i pojawił się gęsty biały dym o godz. 19.05. W tym momencie stojący na placu ludzie ruszyli w stronę Bazyliki, pod balkon.
Robiło się coraz ciaśniej. Emocje rosły z minuty na minutę. Potem otwarły się drzwi balkonowe i nastąpiło słynne Habemus Papam. Problem jednak był ze zrozumieniem, kto został wybrany papieżem. Na szczęście moi przyjaciele byli przygotowani i od razu sprawdzili, że Bergoglio… to kardynał pochodzący z Argentyny. Zdziwienie, zaskoczenie! A potem imię: FRANCISCUS. Tu nastąpiła salwa radości!!! Krzyki, uściski, machanie czymkolwiek na znak radości. Dodatkową zagadką była dla nas obecność kard. Hummesa (brata mniejszego z Brazylii), który pojawił się obok nowo wybranego Papieża.
Szaleliśmy z radości razem z wszystkimi. Niespotykane też dotąd było również powitanie Papieża i prośba o modlitwę skierowana do wiernych. Módlcie się za mnie. Pochylił się i modlił się z nami. Niby niż nadzwyczajnego: Ojcze nasz, Zdrowaś Maryjo i Chwała Ojcu po łacinie. Cały plac ucichł i zamienił się w jeden olbrzymi chór modlitwy. Tego jeszcze tu nie było. Niesamowite. Ola płakała.
Po raz pierwszy w życiu mogłem być w takim historycznym momencie na placu św. Piotra.
Czekając na wynik wyborów, zastanawiałem się czym kierują się ludzie przychodzący na kilkugodzinne wyczekiwanie ogłoszenia wyników. Muszę przyznać, że także i mnie udzieliła się trochę ta wyjątkowa atmosfera, jedyna w swoim rodzaju, niepowtarzalna. Tu i teraz 13 marca 2013 r. Odczuwałem nie tylko radość, ale też i wdzięczność, że mogłem tam być i uczestniczyć w tym wielkim wydarzeniu. Co więcej, jak się okazało, był to dopiero początek pasma ciekawych wydarzeń i spotkań, które teraz mnie czekały.
Prosto z placu ruszyliśmy do Biura Prasowego Stolicy Apostolskiej, tzw. Sala Stampa (przy której kiedyś byłem akredytowany). Odbył się szybki Briefing poprowadzony przez ks. Lombardiego. Papież zapowiedział, że chce się spotkać z dziennikarzami (a przyjechało ich około pięciu tysięcy). Zmęczeni, lecz szczęśliwi postanowiliśmy uczcić wybór kard. Bergoglio na Papieża tradycyjną pizzą. Banalne zakończenie: to był dzień pełen wielkich wydarzeń i niezapomnianych wrażeń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz