niedziela, 17 stycznia 2016

Kino-restauracja

Kino-restauracja to moje niedawne odkrycie. Muszę przyznać, iż mam mieszane uczucia. Poszliśmy razem z kumplami na film pt. The Revenant (polski tytuł, nota bene beznadziejny, to Zjawa). Film trwa sporo, więc zjedliśmy już naszą kolację przed wyjściem i wybraliśmy najbliższe kino, tym bardziej, iż było  na zewnątrz -16 stopni Celcjusza. Okazało się, że nasze kino w ofercie miało nie tylko rozrywkę w postaci filmu, ale także całkiem niezły wybór napojów, drinków, zakąsek oraz dań na ciepło. Bo to było kino-restauracja w sieci AMC. 

W cenie biletu była już wliczona obsługa kelnerska. Zanim więc zaczął się film, kelnerki biegały od miejsca do miejsca zbierając zamówienia. Zasadniczo nawet popkorn przeszkadza mi w kinie, jakieś głośnie mlaskanie, chrupanie, gulgotanie, a tu się zaczyna wielkie żarcie. Oj działo się! Dodatkowej pikanterii dodawał fakt, iż sam film był krwisty, z mocnymi scenami, z cudownymi krajobrazami oraz wysublimowaną muzyką. I to wszystko w scenerii biegających po sali kelnerek. Dodatkowym rozproszeniem było roznoszenie napojów, a potem moje nozdrza próbowały wyłapać z feeri zapachów dań głównych czy gość zamówił steka z sałatką czy kurczaka w sosie musztardowym i dodatkiem miodu. W całej ofercie chyba najmniej groźne dla moich uszu były drinki. No bo ostatecznie co taka mała maragarita sączona w pierwszym rzędzie mi przeszkadza, prawda?
Na szczęście siedzenia-leżanki były bardzo wygodne. Do tego zainstalowano przysuwane specjalne stoliczki. Przy każdym siedzeniu panel z guziczkiem do wezwania kelnerki i gratisowa butla keczupu. I ta butla keczupu mnie praktycznie dobiła.

Ciekawy jestem czy już mamy w Europie takie kina czy dopiero się pomysł zmałpuje i niebawem zamiast do restauracji na kolację, pójdziemy do kino-restauracji? Bo przecież w kinie się nie rozmawia, można zjeść gapiąc się na ekran i po sprawie. A restauracja, nawet tak marna jak ta "Pod złotymi arkami" - czytaj McDonalds, jednak wymaga rozmowy, choćby minimalnej pomiędzy kęsami hamburgera czy czegokolwiek innego. Domaga się, by usiąść z kimś,  by nie jeść samotnie, by stół nas łączył, by pomógł nam się spotkać osobiście z drugim człowiekiem, by podzielić się wrażeniami, by podziękować, by przeprosić, by razem przeżyć miłe chwile bez nieustannego zerkania w ekran komórki.






poniedziałek, 4 stycznia 2016

Śniadanie amerykańskie dla czempionów

Świąteczne dni już się skończyły a wraz z nimi prawdopodobnie także wszelkie smakołyki. Może jeszcze gdzieś zostały zapasy czekolady i innych słodyczy, ale one na pewno się nie zmarnują i nie ma też żadnego pośpiechu, aby je od razu skonsumować. 

Po obfitych daniach świątecznych związanych z Bożym Narodzeniem i Nowym Rokiem przychodzi mi ochota na zjedzenie czegoś prostego, zwyczajnego. Proponuję zatem przepis na śniadanie amerykańskie dla czempionów. 

Na początek płatki owsiane z dodatkiem siemienia lnianego i kubek kawy (lub mleka).
Ćwicząc potrzebuję więcej kalorii, stąd proponuje jeszcze tosty z dwóch kromek chleba z rodzynkami, posmarowane masłem orzechowym oraz udekorowane plasterkami banana. Pycha!




Co więcej, zauważyłem, że na mojej sali gimnastycznej przybyło ludzi ćwiczących, których do tej pory nie widziałem. Widać, że postanowienia noworoczne (np. by zrzucić parę kilogramów) owocuje konkretnym zaangażowaniem. Dla ćwiczących zatem, takie wysokokaloryczne śniadanie w sam raz! Smacznego:)