Ostatni dzień roku czyli popularny Sylwester to dobra okazja, by się ze sobą rozliczyć, a kto ma taką potrzebę i możliwości także z innymi. Nie chodzi mi bynajmniej o rozrachunki, raczej o zweryfikowanie wzajemnych relacji (tym bardziej, że coraz częściej zaczynają dominować te wirtualne, zaś te w realu stają się coraz cenniejsze).
W okolicy tej daty przełomu roku zazwyczaj robię sobie podsumowanie nie tylko moich porażek, ale przede wszystkim zwycięstw. Różnie to bywa z ich proporcjami, lecz dla mnie ważne jest, by takiego ewangelicznego rozliczenia dokonać; by moja droga była na nowo ustawiona zgodnie z kompasem życia i by nie zapomnieć, że nie jestem sam w tej wędrówce. I...to działa. Oczywiście nie robię tego w samego sylwestra, ani bynajmniej nazajutrz. Hałas petard i innych głośnych elementów tego dnia raczej mi nie pomaga. Zasadniczo więc przy dobrej muzyce i pięknej świecy jestem w stanie zabrać się za moje podsumowanie roku. Z tym wiąże się też planowanie i programowanie następnego. Jeśli tego jeszcze nie robiłeś, to polecam. W moim wypadku to działa bardzo pozytywnie.
I believe I can fly... |
W tym rozliczeniu nie ma lotów spoza grupy Star Alliance. Najwięcej przesiedziałem w samolocie Airbus A 321 (11 razy), potem w Embarer 195 (8), A 319-100 (5) i w Boeningu 747-400 (4) itd. Tylko raz w A340-600 i Boeningu 747-400. Zawsze w klasie ekonomicznej. Niestety następna statystka nie jest już tak ciekawa, aczkolwiek latanie "łizerem" czy "rajanem" to przecież samo pasmo niekończących się przygód, prawda?!