Pro Life kojarzy się nam zazwyczaj z grupą kobiet w niekreślonym wieku, które pokrzykują pod szpitalem wykonującym aborcję itp. Przynajmniej z mediów wyłania się taki standardowy obrazek. Tymczasem miałem okazję zobaczyć w niedzielę 4 października manifestację Pro Life po amerykańsku.
Otóż w małej mieścinie w Hammond, Indiana wzdłuż głównej drogi stali ludzie w różnym wieku (młodzież i dorośli), którzy trzymali różnorodnego rodzaju plakaty z napisami antyaborcyjnymi i nawołującymi do szacunku do życia oraz do modlitwy.
Innym wymiarem akcji było rozdawanie w kościele butelek dla niemowląt w różnorakich kolorach, by można było je zapełnić dolarami. Pieniądze są przeznaczone na rzecz samotnych matek, które postanowiły urodzić i wychować dziecko. Byłem zaskoczony odzewem. Zbiórka ta tylko w zeszłym roku w jednej parafii katolickiej wyniosła ok. 6 tysięcy dolarów. Cała akcja miała prawdopodobnie jeszcze inne wymiary, lecz chciałem podzielić się tą obserwacją ze względu na świadome uczestnictwo i pokojowe nastawienie czy to manifestujących czy to odbiorców ich akcji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz