wtorek, 8 grudnia 2015

Dzień kapelana lotniska

Poznałem do tej pory dwóch kapelanów lotniskowych (jeden zmarł tragicznie 9/11), a drugi nadal aktywnie pracuje na lotniskach JFK i La Guardia w Nowym Jorku. Pewnego dnia wybrałem się z nim na typowy dzień kapelana lotniska. Była to akurat niedziela, dzień kiedy to zazwyczaj księża pracują najwięcej.
Podobnie też było w przypadku ks. Krystiana. Po dwóch mszach św.  w parafii (diecezja Brooklyn, NY), udaliśmy się najpierw na słynne lotnisko Kennediego, gdzie kaplica katolicka znajduje się od ponad 60 lat. Obok niej jest jeszcze synagoga oraz meczet. Wszystko obok siebie. Podobnie jak i biura. Ksiądz katolicki sąsiaduje z rabinem żydowskim.  Na lotnisku La Guardia pomieszczenie do celebracji jest dużo skromniejsze, lecz zawsze ktoś przyjdzie na nabożeństwo czy na rozmowę.
W obydwu miejscach gromadzą się wierni. Czasem jest ich więcej, czasem mniej. Ważne, że są. Ważne, że czekają na kapłana. Jak mi opowiadał ks. Krystian, ma tzw. stałych bywalców i wie, że będą w 100% na celebracji. Poza sprawami czysto liturgicznymi kapelan ma sporo kontaktów codziennych nie tylko z pasażerami, lecz całą rzeszą pracowników lotnisk, począwszy na pilotach a na sprzątaczkach skończywszy. Od obecności kapelana zależy także w dużej mierze atmosfera wsród  personalu lotniska. To są tysiące zatrudnionych tam ludzi i miliony pasażerów z całego świata. Potrzeba jest znajomość różnych języków i zdolność empatii. Często bowiem jest wzywany do bardzo delikatnych spraw.
Żywy kontakt, konkretne potrzeby. Z jednej strony wydaje się to może trochę monotonne, ale jak wróciliśmy z tego niedzielnego objazdu, to poczułem zmęczenie. Od rana na nogach, w samochodzie, kaplicy,  kontrolach bezpieczeństwa...
Najbardziej jednak zapadł mi w pamięci widok  radosnych i stęsknionych oczu na widok kapelana. Ci ludzie naprawdę się cieszyli, że on tam jest. Nie było pompy, przemówień ani innych wielkich słów. Liczyła się obecność.  Za tę obecność dziękuję:)










Brak komentarzy:

Prześlij komentarz